Mogliście już słyszeć porównanie nauki języka angielskiego do nauki jazdy na rowerze. Ma ono uzmysłowić uczniom, że bez trenowania, bez regularnego kontaktu z angielskim utracą swoje umiejętności. Z jazdą na rowerze, mówi się, jest inaczej: uczysz się raz, potem możesz nie jeździć nawet przez kilka lat, ale kiedy nadarzy się okazja, to wtedy wsiądziesz i pojedziesz przed siebie bez problemu.
W zeszły tygodniu, nie wiem dlaczego, zacząłem się nad tym zastanawiać i teraz uważam, że to porównanie kryje w sobie nieprawdę.
Pokazuje ono na przykładzie jazdy na rowerze, że są na tym świecie umiejętności, które będą z nami nawet jeżeli nie będziemy poświęcamy im czasu, dbać o nie, trenować, nawet jeżeli nie będziemy o nich myśleć.
Czym jest jazda na rowerze? Spojrzałem na nią inaczej. Nie w sposób tradycyjny, że to jest jakaś osobna czynność, tylko że to jest tylko nazwa. Nazwa, jaką nadaliśmy dwóm czynnościom, które wykonujemy równocześnie. Jakim? (1) Czynności utrzymywania ciała w równowadze oraz (2) pracy mięśni nóg. OK. W takim razie, czy my kiedykolwiek odkładamy trenowanie tych umiejętności? Czy może zapominamy o nich, nie poświęcamy im uwagi poza sezonem rowerowym? Akurat. Za każdym razem, kiedy zmieniamy ułożenie naszego ciała trenujemy utrzymywanie równowagi. Za każdym razem, kiedy się przemieszczamy trenujemy mięśnie nóg. Trenujemy to stale, z przerwą na sen. Codziennie. Może nieświadomie, ale codziennie.
Nauka angielskiego JEST jak jazda na rowerze. Jazda na rowerze JEST jak nauka angielskiego. Nie ma na tym świecie umiejętności, niestety, które pozostaną z nami, mimo iż my przestaniemy poświęcać im nasz czas.